Dzień powszedni adwokata
Poranek był bardzo mglisty i ponury. W ogóle nie chciało mi się wstawać z łóżka, a tym bardziej wychodzić na dwór. Musiałam całą siłą woli uświadomić sobie, że przede mną dziś ważna rozprawa, że klienci na mnie czekają i że nie mogę przecież zawieść. W przeciwnym razie chyba żadna siła nie zmusiłaby mnie do wyjścia z domu. Dzień naprawdę nie zapowiadał się przyjemnie. Na zewnątrz panowało przenikliwe zimno. Skierowałam kroki do kancelarii – miejsca, gdzie w ostatnich latach spędzałam większość cennych dni swojego życia. Po drodze usiłowałam sobie przypomnieć, czego wczoraj nie zdążyłam dokończyć, czym muszę zająć się jak najszybciej i czy dziś kończą mi się jakieś terminy. Niestety, bez zerknięcia w kalendarz nie udało mi się tego ustalić. Kancelaria adwokacka Kraków – moje miejsce pracy. To już tu, jestem na miejscu. Wchodzę po schodach szukając klucza. Jest. Po chwili jestem już w środku i ogarnia mnie słabość na samą myśl o kolejnym pracowitym dniu. Jestem oczywiście pierwsza, bo nikomu przecież nie chce się zrywać bladym świtem, zwłaszcza w taki dzień. Przeglądam korespondencję, wreszcie biorę akta sprawy, w której dziś reprezentuję klienta. Czytam, próbując skupić się z całych sił. Naprawdę czarno widzę tę dzisiejszą rozprawę. Boję się kompromitacji, wszak dotychczas nigdy mi się to nie zdarzyło. Nawet nie wiem, kiedy minęły cztery godziny. Czas się zbierać. Na szczęście nieco otrzeźwiałam i poradziłam sobie ze sprawą. Mogę odnotować kolejną wygraną. Z ulgą stwierdzam, że ten dzień nie był jednak taki zły.